piątek, 2 marca 2012

2.


Siedziałam na nudnej lekcji matematyki. Tępo wpatrywałam się w tablicę i w nauczycielkę, która była pochłonięta całym filozofowaniem. Nie wiedziałam co się dzieje i o czym ona mówi. Próbowałam sprawiać wrażenie, że jednak coś tam pojmuję. Postanowiłam potakiwać głową, ale w czasie, gdy ona nie patrzyła, robiłam głębokie oddechy i patrzyłam błagalnym wzrokiem na zegarek i odliczałam czas do końca lekcji, ale niestety zostało jeszcze sporo czasu.
Bawiłam się ołówkiem, aż nagle rozległ się głos dzwonka na przerwę.
- Kurde, no nareszcie! - Rzuciłam pełna emocji. - Nawet nie wiesz dzwonku ile dla mnie znaczysz! Taaak! - Krzyknęłam nabuzowana.
Nauczycielka przystanęła, poprawiła okulary i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem. Koledzy z klasy zrobili to samo. Wszyscy zaczęli się ze mnie naśmiewać, na co ja robiłam to samo.
Zebrałam najszybciej jak tylko potrafiłam książki z ławki i włożyłam do torebki. Rzuciłam przez ramię krótkie "Do widzenia" i wyszłam drzwiami na korytarz.
Cieszę się, że to ostatnie dni bycia tutaj, bo niedługo zbliżają się wakacje. Jestem bardzo podniecona, że nareszcie koniec z ciągłymi pracami domowymi, uczeniem się i siedzeniem na nudnych i absolutnie nierozumnych lekcjach dla mnie. Mamy początek czerwca, jeszcze chwila czasu i zaczyna się wakacyjna przygoda z przyjaciółmi u boku.
Poczułam wibracje w kieszeni spodni i siegnęłam po iPhon`a. Dostałam sms`a od Harry`ego.

" Cześć, młoda! Myślę, że jesteś jeszcze w szkole, więc spotkajmy się na tylnych schodach, na pewno wiesz gdzie. Harry. "

Lekko musnęłam iPhon`a ręką i myślałam co on kombinuje. Gdy coś takiego pisze to zawsze ma to jakąś przyczynę. Ale marzyłam, aby go zobaczyć, te jego loki kurwa!
Żeby zdążyć jeszcze przed następną lekcją, rzuciłam się w nogi i biegłam korytarzem na tylne schody, o których wspominał Hazza. Biegłam szybko i powoli traciłam równowagę. Nigdy nie jestem w formie, ale muszę dobiec tak sprawnie i szybko.
Podbiegając do tego miejsca, zakrywałam oczy, bo słońce bardzo intensywnie świeciło prosto w twarz. Mrużąc oczy i szukając wzrokiem Styles`a moja uwaga przykuła burze loków. "Tak, to jest on!" pomyślałam.
- Harry, cześć! - Przytuliłam go.
- Cześć, Leslie. - Wyszczerzył zęby w ślicznym usmiechu z dołeczkami na polikach.
- Czy ja mogę? - Spytałam zmieszana, uśmiechajac się. - Mogę dotknąć? - Spytałam, wyciągajac rękę do Niego i dotknęłam Jego policzków.
Zaśmiałam się i on też.
- Bardzo przyjemne, co? - Spytał przez śmiech.
- Jak cholera. - Wyszczerzyłam się i przeniosłam wzrok z Niego na ziemię.
- Chodźmy do mnie. - Powiedział ciszej.
- Dlaczego szepczesz? - Zaśmiałam się.
- Masz lekcje jeszcze prawda? - Podniósł brew. Zachciało mi się z Niego śmiać. - Robimy zrywkę. - Rzucił szybko i pociagnął mnie za rękę w stronę ogrodzenia.
- Gorzej ci? Cwaniak z Ciebie, bo ty skończyłeś lekcje...
- Gdzie tam! - Rzucił, rozglądając sięprzez róg szkoły czy nikt nas nie widzi. - Ja też się zrywam. - Uśmiechnął się.
- A co na to Anne? - Spytałam, przechylając głowę na bok.
- Mama? No co ty, nic jej do tego. Kocha swojego Harrusia. - Uśmiechnął się i wyglądał zajebiście.
Wybuchnęłam śmiechem.
- Ty jesteś powalony! - Kończyłam się śmiać i próbowałam zacząć spokojnie oddychać.
Szturchnęłam go i lekko popchłam na znak, że idziemy.
Uciekliśmy przez bramę, wspinając się przez nią. Nie umiałam sobie poradzić i Styles musiał mi trochę pomóc, w wyniku czego spadłam na Niego i nieco go przygniotłam.
- Złaź, ty głupolu! - Krzyczał, próbujac się wygrzebać.
Śmiałam się z Niego i w końcu pozbierałam się i stanęłam na nogi.
Spacerem, przez łąkę szliśmy w stronę Jego domu. Zbierałam bukiecik kwiatków po drodze, a Harry specjalnie podkładał mi nogę. Dobrze wie jaka ze mnie gapa.
- Czuj się jak u siebie. - Oznajmił, zamykając za mną drzwi wejściowe.
- Tak, dzięki. - Posłałam mu serdeczny uśmiech.
- Chcesz może coś do picia?
- Poproszę sok. - Usiadłam na krześle.
Harry miał dom ślicznie przyrządzony. Anne znała się na dekoracji wnętrzy. Wszystko było w odcieniach ciemnej i białej czekolady. Wszystko co rzuciło mi się w oczy, było stare, ale przez to wyglądało to wszystko ciekawie.
- Proszę, trzymaj. - Wręczył mi sok jabłkowy w wielkim kubku.
Kiwnęłam głową na znak podziękowań i upiłam trochę napoju.
- Miała przyjść reszta chłopaków, ale coś im wypadło i ja muszę cię sam o tym poinformować. - Klasnął rękami.
- O tym, czyli o czym? - Spojrzałam, kompletnie nie wiedząc o co mu biega.
- Dzwonił menadżer i powiedział, że za tydzień, gdy skończy się rok szkolny, uwaga... - Spojrzał poważnie. - JEDZIEMY W TRASĘ! Na koncert! Czaisz bazę?! - Był podekscytowany. Mi natomiast zaparło dech w piersiach i nie wiedziałam co mam zrobić. Po prostu do Niego podbiegłam i rzuciłam mu się na szyję.
_____________________________

I jest 2. : ) Chyba wyszło dobrze. Komentujcie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz